21 Listopad 2010

Po pierwsze przyznam się, że nie mam pojęcia czy "Ahlgrens" to nazwa firmy czy jakiś dopisek, czy cokolwiek innego, ale jest obok "Bilar" więc wpisuję w nazwę. Niestety wyrzuciłam już opakowanie z tych śmiesznych - niby samochodowych - żelek. Zakupione zostały w jednej z warszawskich Ikei, w cenie przewyższającej moje oczekiwania smakowe ;). Zwiedziona na manowce smakiem pysznych Grzybków z tegoż sklepu skusiłam się i co...?

Wyglądają ładnie, chociaż trzeba się mocno wysilić, aby dostrzec kształt mini samochodów w tych dziwnych słodyczach (a może się czepiam?). Na pierwszy rzut oka przypominają mi małe myszki :>. No, ale już dobrze, nie będę się rozczulać.

Smak... Hm... Szczerze powiedziawszy nie jestem nim zachwycona, a wręcz jest w tych żelkach coś takiego co mnie drażni. Słodkie, lekko kwaśne, z dziwnym aromatem, który coś mi przypomina z dzieciństwa, ale nie do końca jestem w stanie powiedzieć co to takiego. Trochę jakby smak cukierków pudrowych z dolnej półki? Trudno powiedzieć, trzeba spróbować. Mi ewidentnie nie przypadły do gustu, chociaż znam przynajmniej jedną osobę (tak, mówię o Tobie T.), która stwierdziła, że są smaczne.
Kombinujmy (co JESZCZE można z tym zrobić):
Ponieważ jabłka są owocami jesieni, a mamy jesień (haha, no to teraz pojechałam ;)) trzeba wykorzystać okazję i dary natury (;D). Moim pomysłem na dzień dzisiejszy było przyrządzenie kolorowej galaretki o jednym kolorze - mianowicie pomarańczowym (wow!).
Na początek potrzebujemy galaretkę w proszku (którą oczywiście rozpuszczamy według przepisu, choć ja wolę dodawać odrobinę mniej wody). Jabłko pokrojone w kosteczkę, raczej drobną. No i do smaku wcześniej opisane żelki Bilar.

Tak przygotowany deser wstawiamy do lodówki na około hmm... 3 godziny? Oj tam, każdy przecież wie na ile wsadzić galaretkę, aby w pełni zastygła :).
A oto efekt:

Tym razem chyba wygląda apetycznie, prawda...? :)